To co nas podnieca, to nie zawsze pieniądze czy władza. Zazwyczaj to co nas pociąga najbardziej to niebezpieczeństwo. Ryzyko, adrenalina i poczucie niepewności. Czemu zatem szukamy tego co wzbudza niepewność, a czasem nawet budzi lęk, zamiast ustatkować się i szukać bezpiecznego portu, w którym możemy przeczekać każdą burzę? Dla mnie odpowiedź jest już oczywista, jednak nie twierdzę, że była taka od początku. Bezpieczne przystanie są fajne dla osób, które chcą pozostać w szeregu. Przyjmują pokornie role, które narzuciło im społeczeństwo, bezpieczne przystanie są dla tych którzy wpasowali się w schemat i ich największą ambicją w życiu jest rola drugoplanowa w scenariuszu, który napisał zupełnie ktoś inny. Ci natomiast, którzy lubią wystawiać się na burze, nie tylko te atmosferyczne, oraz brać czynny udział w kreowaniu rzeczywistości, w której przyszło im żyć, to ludzie którzy doceniają wartość niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo sprawia, że doceniamy życie. Każda chwila staje się wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. To najlepszy motywator do tego by działać. To co chcesz zrobić, rób teraz. Drugi raz nie znajdziesz się w tym samym miejscu, możesz stracić okazję by spróbować czegoś nowego. Chcesz tego? Nie. Więc zrób to, poczuj niebezpieczeństwo, a potem oswój je. Życie na krawędzi nie jest dla każdego. Krawędzie są różne. Jestem zdania by każdy znalazł swoją i choć raz spojrzał w przepaść, która za nią czyha. Ja dzięki ryzykownym decyzjom wiem, że stanie w szeregu nie jest dla mnie. To co mnie podnieca, to zebranie tego szeregu, z pozoru szarych ludzi, i motywowanie ich do zmiany swoich ról, do burzenia porządku, który przyjęli za ostateczny. O jak ja uwielbiam patrzeć, jak dokonuje się w kimś zmiana, kiedy otchłań, która dotychczas przerażała, zaczyna przyciągać. By nie być gołosłowną, swoją krawędź regularnie przesuwam. Dotykam, poznaje i smakuje nowych rodzajów niebezpieczeństwa. Wyszłam ze swojej bezpiecznej przystani, wyruszając na podbój. Wydaje mi się, że po drodze znalazłam parę osób, które w tej wędrówce zechcą mi towarzyszyć. Wraz ze smakiem niebezpieczeństwa wszystko smakuje odrobinę lepiej. Przychodzi władza, pieniądze, a nawet seks. Nazwij to rozchwianiem emocjonalnym, ja nazwę to życiem, a zwłaszcza czerpaniem z niego przyjemności.
ZAPRASZAM NA CZŁOWIEKA ABSURDALNEGO NA ŻYWO!: https://www.kupbilecik.pl/imprezy/42110/Warszawa/Cz%C5%82owiek+Absurdalny+na+%C5%BCywo/?fbclid=IwAR0UhfANWBU--X Wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają. Ale każdy chce to zbadać osobiście. Takich badaczy z roku na rok przybywa. Z ostatniego raportu „World Wealth Report 2007”, opracowanego wspólnie przez firmy Merrill Lynch i Capgemini, wynika, że w 2006 r. na świecie było 9,5 mln osób, mających aktywa powyżej miliona dolarów. To o 8,3 proc. więcej niż rok wcześniej. Krainą bogaczy jest Ameryka Północna — mieszka ich tam aż 3,2 mln. Na drugim miejscu jest Europa (2,9 mln), potem Azja i kraje Pacyfiku (2,6 mln). Nietrudno się domyślić, że najbiedniejsze regiony to Ameryka Łacińska, Bliski Wschód i Afryka, gdzie łącznie mieszka 800 tys. zamożnych. Rekiny finansów Bill Gates już nie jest najbogatszy. Ze swoimi marnymi 58 mld dol. zasłużył w tym roku jedynie na trzecie miejsce na światowej liście najbogatszych według magazynu „Forbes”. Założyciel Microsoftu przez 13 lat zajmował pierwsze miejsce, ale teraz zdetronizował go kolega z brydża — Warren Buffett, który ma już 62 mld dol. Tylko w zeszłym roku ten najbardziej znany inwestor giełdowy zarobił 10 mld dol. Na drugim miejscu rankingu znalazł się meksykański potentat branży telekomunikacyjnej Carlos Slim Helu, który uzbierał 60 mld dol. Najbogatszym Europejczykiem jest Ingvar Kamprad, założyciel sieci szwedzkich sklepów z meblami Ikea. Jego majątek „Forbes” wycenia na 31 mld dol., co daje mu siódme miejsce na świecie. Jest też dobra wiadomość dla humanistów — nawet na kulturze można zarobić kokosy. Na listę miliarderów „Forbes’a” trafiła Joanne Rowling, autorka książek o Harrym Potterze, która jeszcze dziesięć lat temu miała poważne problemyfinansowe. — Jesteśmy świadkami ogromnych zmian w rankingu najbogatszych i nie chodzi tylko o spadek pozycji Billa Gatesa. Od kilku lat maleje liczba Amerykanów w rankingu. Spośród tysiąca najbogatszych jest ich już tylko 420. Przybywa natomiast Rosjan, Hindusów i Chińczyków. Polaków też przybywa, chociaż nie tak błyskawicznie — komentuje zestawienie Łukasz Wróbel, analityk Open Finance. Polskie fortuny to pestka. Wśród tysiąca najbogatszych tylko czterej to nasi rodacy. W pierwszej pięćsetce znalazł się jedynie Leszek Czarnecki, właściciel grupy Getin Holding oraz firmy LC Corp, budującej we Wrocławiu najwyższy budynek w Polsce. Najzamożniejszy Polak miał na początku tego roku 6,4 mld, ale złotych. W dolarach to jakieś 2,6 mld, czyli prawie 24 razy mniej, niż ma największy bogacz świata. Na dalszych miejscach uplasowali się Michał Sołowow, Ryszard Krauze, Jan Wejchert, Roman Karkosik i Bogusław Cupiał. Świat się bogaci Ale nie tylko bogaczom żyje się na świecie lepiej. Większość krajów ma coraz sprawniej działające gospodarki i coraz wyższe średnie zarobki. Wśród prymusów od lat najlepiej wypadają Chiny, ze wzrostem gospodarczym 10,5 proc. w 2006 r. Dynamicznie rozwijają się również Indie (8,8 proc.) I kto jeszcze? Oczywiście producenci surowców. Na przykład Wenezuela, która dzięki swym złożom ropy naftowej miała w 2006 r. wzrost gospodarczy 10,4 proc. Także Polska w „World Wealth Report” wypada całkiem nieźle. Autorzy zaznaczają, że w 2006 r. nasze PKB wzrosło o 5,5 proc, czyli więcej, niż światowa średnia (5,4 proc.). Ten większy dochód narodowy nieźle przekłada się na kieszeń statystycznego Polaka, którego przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w 2007 r. wynosiło — według Głównego Urzędu Statystycznego — 2,7 tys. zł, czyli o 8,7 proc. niż rok wcześniej. Wraz ze wzrostem zarobków rośnie — to kolejna dobra wiadomość — udział naszych oszczędności w PKB. Z obliczeń serwisu Analizy Online wynika, że w zeszłym roku ten odsetek wzrósł z 45 proc. do 62 proc. Ale i tak, przy tak wysokiej dynamice, polskie oszczędności są mikroskopijne w porównaniu do zachodnich standardów. Średnia relacja oszczędności do PKB w 2006 r. w krajach Europy Zachodniej wynosiła 220 proc., czyli była trzykrotnie wyższa niż w Polsce. Aby dorównać zachodnioeuropejskim standardom, przy dzisiejszym PKB wartość naszych zaskórniaków powinna przekraczać 2 bln zł. Tymczasem wynosi niecałe 700 mld zł. l Foto: Reporter, D. Kalamus, WM, GK, MP Martyna Mroczek